Latem zrezygnowałam z parzenia w dzbanku herbaty z cytryną albo sokiem, tak, by zawsze można było wziąć łyk czegoś ciepłego. Sporadycznie, gdy dzień był chłodny, wracałam do rytuału. Od dziś wracam na dłużej. Za oknem szaro i od samego rana z nieba leci drobne, zimne "coś" - deszcz? mżawka? Coś właśnie tego rodzaju.
Wczoraj kupiłam w Biedronce jukę. Niestety nie chce mi się z domu wyjść do kwiaciarni po jakąś przyzwoitą osłonkę, więc na razie stoi w tym, w czym przyniosłam ją ze sklepu.
A w drodze ze spaceru, 50 metrów od własnego domu, przy własnej, małej uliczce rośnie kasztanowiec. Jako dziecko do szkoły miałam prawie 2km i po drodze nie było czego zbierać: ani żołędzi, ani kasztanów, nie marząc już o jarzębinie. Trzeba było iść do lasu, niby blisko, ale już nie po drodze. A tu - wystarczy wyjść z domu i kasztany!
Jak ja lubiłam zbierać kasztany jako dziecko! Obok naszego domu rósł gigantyczny kasztanowiec:))
OdpowiedzUsuńNice blog :)
OdpowiedzUsuńI invite you to my new blog.
http://trabajoartesano.blogspot.com
Muszko ja też nazbierałam z synkiem kasztanów, żołędzi i kory :)
OdpowiedzUsuńZrobiliśmy dwa jesienne stroiki. W mojej duszy już jesień. Tyle, że ja ją lubię :) Ale dzień smętny to prawda, zapaliłam sobie dziś zapachową świeczkę dla ożywienia :)
Ps. Nad jędrnością też muszę popracować, także balsamy w ruch razem z ciałem ;)
Nikki Ja mam tak teraz - kasztanowiec niemalże za płotem;-)
OdpowiedzUsuńAnonimowy thanks for your visit:-)
Moaa pokaż ten stroik, zainspiruj mnie, bo sama robię tylko bożonarodzeniowe:-)
Do mnie kasztany same przylatują. I zalegają na tarasie stadami...
OdpowiedzUsuńZgago ja Mężowi zadałam pracę domową: znaleźć mi w wiosce drzewo z żołędziami i zerwać "skądś" trochę kory. Moaa zrobiła jesienny stroik to i może ja się skuszę;-)
OdpowiedzUsuńjesień bywa piękna, zwłaszcza wrzesień jeśli jest ciepły
OdpowiedzUsuńA jakie fajne rzeczy się z nich robiło w szkole . . . =)))
OdpowiedzUsuńFree Spirit