Jest tak gorąco, że nie mogę spać. Lubię lato, lubię słońce, lubię, gdy nie trzeba mieć na sobie siedemdziesięciu czterech warstw ubrań, by było ciepło;-) Od trzeciej z minutami nie śpię i rozmyślam, a że nie do końca mam o czym, to o jedzeniu. I przyszła mi na myśl fasolka po bretońsku i kalafior.
Kalafior będzie w piątek, z ziemniakami posypanymi koperkiem.
Fasolkę zrobię w sobotę, gotowaną na boczku, z kiełbasą i przyprawami.
Ale mi pomysł podsunęłaś, tak dawno nie robiłam fasolki =)) Mąż uwielbia aczkolwiek dla mnie to teraz kiepsko wskazane, dość ciężkie, ale lubię.
OdpowiedzUsuńKalafior uwielbiam, ale nie dawno jadłam zupę kalafiorową, jedną z moich ulubionych =))
Ja dziś mam spaghetti.
Free Spirit
U mnie dzisiaj frytki - ulubione danie mojego męża, o ile frytki to w ogóle jest jakieś danie... W każdym razie, mając w głowie to, że frytki są niezdrowe i be, smażę;-)
OdpowiedzUsuńTeż kocham fasolkę, choć absolutnie jej jeść nie powinnam... Ale wolę tę potrawę zimą!
OdpowiedzUsuńZ jedzeniem przy takich upałach mam problem. Zupa niby lekka, szybko można zjeść i nie stoi się nad garami pół dnia,ale jedzenie takiej ciepłej - udręka. Chłodników nie lubimy, więc odpadają a ciepłą zupkę zimą to czasem robimy też na kolację - gdy mąż wraca zziębnięty do domu taka zupa jest idealnym daniem. Najczęściej wybieramy wtedy serową.
OdpowiedzUsuń