Czasem, gotując obiad, korci mnie, by coś dodać, zmienić, zrobić inaczej (...). Czasem żartuję, że powieszę nad drzwiami kuchni tablicę z napisem "Bo kanapki z serem są nudne!". Wolę pokombinować i mieć satysfakcję, że udało mi się zrobić coś nowego, niż działać jak maszyna i nawet samej siebie nie zaskoczyć.
Jednym z ulubionych dań mojego męża są kotlety. Schabowe, z piersi kurczaka, z indyka. Robite, posolone, obtoczone w mące, jajku i bułce tartej. Potem usmażone na oleju na złotobrązowo. I koniec. Żadnego kombinowania! - powiedział, wprawdzie między wierszami, mój mąż. Są, jego zdaniem, dania, których ulepszać nie trzeba, bo same w sobie są najlepsze na świecie.
Kiedyś, znudzona kotletami robionymi według powyższego przepisu (czy to w ogóle jest przepis?!), postanowiłam zadziałać inaczej. Zrobiłam dwa schabowe w pianie. A do tego coś, co nazywam naleśnikami z kurczaka.
Potrzebne są:
pokrojony w kostkę filet z kurczaka
jajko (1-2)
majonez
mąka
przyprawy (sól, pieprz, wegeta)
Mięso przekłada się do miseczki. Na pojedynczy filet przypada 1 jajko, 2-3 łyżki mąki i tyleż samo majonezu. Do tego trzeba dodać przyprawy i wymieszać, by miało konsystencję ciasta naleśnikowego. Proporcje, które podałam, spokojnie można potraktować "luźno" - to nie ciasto, by co do grama musiało być wyważone.
Zrobiłam, upiekłam, podałam z ziemniakami i buraczkami. Mąż zjadł ze smakiem, bo należy do ludzi, którzy po prostu lubią jeść, czerpią z tege niemałą przyjemność. A gdy już zjadł, to powiedział mi, że tyle się namęczyłam z tymi kotletami a jemu by zwykłe, w bułce tartej wystarczyły. Szkoda mojego czasu. Od słowa do słowa, śmiejąc się, bo co innego można było zrobić, doszliśmy do wniosku, że są dania, których ulepszać nie będę.
Gdzie dziś nie wejdę - to o jedzeniu:) A tu fasolka na kuchence i szarlotka w piekarniku. I jak tu trzymać ciążowy fason :D
OdpowiedzUsuńMniam mniam takie kotleciki. A ja właśnie flaczki gotuje;) A jakas taka ciazowa fanaberia;)
OdpowiedzUsuńI masz racje Nikki jak tu trzymac ciażowy fason skoro wszędzie o jedzeniu....
Zazdroszczę odwagi w tej swobodzie w kuchni.
OdpowiedzUsuńJa muszę mieć wszystko według przepisu a i tak często jestem niezadowolona.
Na szczęście mój mąż większość potraw lubi tradycyjnych bez żadnego unowocześniania więc mam po części problem z głowy.
A do piersi o których piszesz dodaję jeszcze pietruszkę zieloną, pokrojoną drobno i starkowany ser żółty (na jedną porcję kurczaka wszystko po łyżce, a mąki daję pół ziemniaczanej pół tortowej) =)))
Free Spirit
mogę się pochwalić? dziekuję - wiedziałam, że się zgodzisz:) dawno temu nauczyłam gotować mojego syna a że trafiła mu się fantastyczna narzeczona to z apetytem zjada cokolwiek chłopak ugotuje, a przepisów kurczowo nie trzyma sie nigdy, obydwoje lubią kuchennne eksperymenty!
OdpowiedzUsuńA zauważyłaś taką tendencję do tego, że kobiecie w ciąży podsuwa się non stop coś do jedzenia i w ogóle ją chwali, gdy je, bo winna jeść za dwoje:-)
OdpowiedzUsuńFlaczki to zupełnie nie moja branża - specjalizuję się w filecie z kurczaka ;-)
OdpowiedzUsuńPietruszka = trawa (zdaniem mojego męża), więc nie jada;-) a żółty ser - uwielbiamy! Dziś podgotowuję sobie rolady z żółtym serem na jutro.
OdpowiedzUsuńCzyli syna wychowałaś tak, by żona miała się z nim dobrze;-) I widać ma się dobrze!
OdpowiedzUsuńBrzmi smakowicie:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam eksperymentować przy gotowaniu:)
Nudne by było gotowanie zawsze tylko według przepisu:)
Ja mam tak samo. A czasem z przepisu zostawiam tylko główny składnik:-)
OdpowiedzUsuńMeggie Muszka