czwartek, 20 października 2011

Dzieci w markecie

Powiedzcie mi, drogie Matki - obecne i te właśnie debiutujące, jak to jest, że jedno dziecko w sklepie idzie koło matki/babci i zachowuje się spokojnie a drugie wrzeszczy o batona a potem o cukierki a na końcu o to, że nie mogło nieść koszyka?

I druga sprawa - jak zrobić tak, żeby własne dziecko w sklepie chciało być grzeczne?

Dziś po Netto spacerowała matka z córką, która niosła w małych rączkach paczkę makaronu. Szła wolniej od matki, oglądając wszystko, ale była grzeczna. W sklepie była też druga matka z synem Kamilem. Kamil najpierw płakał, bo chciał landrynki a mama mu powiedziała, że są za twarde i kupi mu inne cukierki. Słychać go było na całym sklepie. Stałam za nim i jego matką przy kasie. Wrzeszczał, przysięgam, nie wiem o co. Matka próbowała go uspokoić, prosiła, tłumacząc, że w aucie odpakuje mu to, co kupiła, ale najpierw za to trzeba zapłacić przy kasie. Darł się, jakby go ktoś ze skóry obdzierał.

Będąc przy temacie - często obserwuję w marketach, że dziecko już w trakcie zakupów zajada się czymś słodkim, co rodzice zamierzają kupić. Potem na kasie kładą sam papierek albo drugą identyczną rzecz, prosząc, by skasować za dwie. Pracownicy sklepu nie robią z tego problemu.

Ja sama zaś, może niesłusznie, jestem przeciwna. Czy to dziecko cierpi z głodu, że musi już natychmiast jeść tę czekoladę albo cukierki albo batoniki? Czy nie może poczekać pół godziny aż rzecz zostanie kupiona. Niby nic takiego, ale gdybym dziś miała dziecko nie uczyłabym go, że można jeść coś już w sklepie. Nawet nie umiem tego wytłumaczyć, ale po prostu chciałabym wyrobić w dziecku dwa nawyki: (1) zapłacisz - jest to twoje i możesz to zjeść/ lub bawić się tym. (2) Nie trzeba wszystkiego zjadać od razu, nie może być tak, że jak ktoś w domu widzi cukierki to musi zjeść od razu wszystkie, bo je widzi i musi zjeść.

8 komentarzy:

  1. ja osobiście uważam, że to nic złego, jeśli da się dziecku batonika, bułkę, czy soczek, szczególnie małemu, któremu nie wszystko da się wytłumaczyć. Tylko jeśli ktoś tak postępuje niech faktycznie zapłaci przy kasie za zjedzoną rzecz, bo niestety często widać, że papierek po batoniku ląduje między regałami, a rodzice przy kasie ani myślą nadmienić, że dziecko owego batonika zjadło. A tego nie popieram i za każdym razem, gdy jestem świadkiem takiej sytuacji grzecznie, ale stanowczo zwracam uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że to kwestia wychowania dziecka. Jeśli za każdym razem, gdy zacznie krzyczeć, ryczeć i tupać udaje mu się osiągnąć cel, tzn rodzic kupuje mu rzecz, której pożąda dzieciak, to dziecko przyzwyczai się, że nieznośnym zachowaniem może wymusić, każdą rzecz, której zapragnie. Wychowanie wymaga konsekwencji. Wrzask dziecka to też sposób na zdobycie uwagi. Uwagę potrzebują zdobywać dzieci na co dzień ignorowane przez rodziców. Czasem ich nieznośne zachowanie to jedyny, skuteczny sposób jaki znają, by być zauważonymi.
    Nie jestem matką, ale jestem wychowawcą, nauczycielem i jak na razie sprawdza się w mojej praktyce zawodowej, że za nieznośnym zachowaniem, zawsze kryje się jakiś problem w domu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedna rzecz mi się nasunęła po przeczytaniu Twojego tekstu. To, że zanim zaczęłam być mamą miałam skrupulatnie ułożony plan wychwawczy. To jakie moje dziecko będzie, co mu będzie wolno, a co nie :) No właśnie;) Tłumaczyć nie ma co, bo kiedyś moje słowa sobie przypomnisz. To, że jak świadomie godzisz się iść na skróty kosztem "świętego spokoju". I nic - w moim przeknianiu - w tym złego o ile panujemy nad całokształtem :) Wychowywanie dziecka to trudna i mozolna, 24. godzinna praca. Można ją wykonać, czasem nawet z niezłym skutkiem mając trochę wyobraźni i wspomagając się odpowiednimi poradnikami.
    Co do "wrzeszczków" to jest tak jak rodzice popuszczają im, zbyt wiele do nich mówią i za mało egzekwują.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Pedagogią pedagogią ale w mordę lać trzeba".


    Lolcia

    OdpowiedzUsuń
  5. to tak - jesli dziecko nie potrafi się zachować w miejscu publicznym, a jest na tyle duże, że rozumie, to mówić - przykro mi, nie pójdziesz do sklepu bo ostatnio zachowywałeś się bardzo niegrzecznie. I nie zabierać choćby nie wiem co. A generalnie i na serio - jak się nie musi to nie męczyć dzieciaka i nie brać, chyba, że nie ma wyjścia, nie ma z kim zostać. Są przyjemniejsze miejsca na spacer.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja się przyznam bez bicia, że często w sklepie otwieram Małej soczek i pozwalam jej go wypić i na kasie kładę opakowanie... przeważnie w marketach jest ciepło i rozumiem, że jak zakupy się przeciągają to może jej się chcieć pić... ale udało mi się też nauczyć Zu (chyba od samego początku miała to wpajane), że na zakupach kupujemy to co jest potrzebne i jest na naszej liście, a nie to co akurat zobaczy i jej się zachce, często jej odmawiam "nie kupimy tego jogurty bo pełno mamy w domu" i już... ja mam w sobie taką wredotę, że kiedy dziecko robi scenę to potrafię stać cierpliwie i patrzeć na nie ze spokojem i zimnym wzrokiem i przeczekać... po czym lodowatym tonem stwierdzić "za ten cyrk teraz przez 3 dni nie dostaniesz tego o co wyłaś" i dotrzymuję słowa... moje dziecko to wie i po przetestowaniu kilka razy już wie, że jej się nie opłaca...

    OdpowiedzUsuń
  7. Niedawno syn i synowa byli świadkami takiej sceny: circa pięciolatek-samiec nie chciał za nic z matką do sklepu. Zapierał się wszystkimi kończynami. Matka wróciła więc do auta i tam malca zamknęła. Mój potomek wszedł do pobliskiej apteki, synowa została w samochodzie z wnukami. Nagle auto Mamuśki zaczęło cofać - młody zwolnił ręczny hamulec. A tam skarpa dość stroma!
    Synowa w mgnieniu oka zdjęła szpilki, wyskoczyła boso z auta, rozdarła się o pomoc (a głos ma mocny, na szczęście!)i z przypadkowym facetem samochód zatrzymali!

    I tak źle, i tak niedobrze! Dzieci a markety - temat-rzeka...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję Wam za odpowiedzi. Reasumując, najlepiej unikać zabierania dzieci do sklepu (ergo - nie spędzać niedzielnych spacerów w markecie - czy to w ogóle możliwe...) i być K O N S E K W E N T N Y M .
    A wychowywanie dziecka to ciężka praca i czasem eksperymentowanie na żywym organizmie. Znam matkę, która boi się swojemu dziecku wyłączyć komputer, bo dopiero co przestało się moczyć i jak ona mu ten komputer zabierze (np. umawiają się, że może grać godzinę, po godzinie on nie chce wyłączyć a matka mu odpuszcza zamiast odłączyć klawiaturę i wyjść z nią z pokoju) to on ze zdenerwowania do moczenia wróci.

    OdpowiedzUsuń