piątek, 21 października 2011

Co za dzień!

Pojechała na uczelnię - wypisać się, bo zmieniłam miejsce studiowania z Katowic na Kraków. 
Chciałam też wziąć w bibliotece kilka książek potrzebnych mi do pisania. 

Najpierw poszłam do Biblioteki Śląskiej, stałam pół godziny w kolejce (studenci się obudzili do czytania jakoś wcześnie - w końcu sesja daleko). Wypożyczyłam książki, podjechałam pod swój wydział (kilometr od biblioteki), zaparkowałam (dwieście metrów od uczelni, 1,2km od biblioteki - ważne do zapamiętania), zostawiłam w aucie książki (równie ważne do zapamiętania). 

W sekretariacie odebrałam kartę obiegową i poszłam z nią do biblioteki wydziałowej. Na drzwiach głównych przeczytałam, że karty obiegowe podbijane są od 9 do 12 (była 12.11), ale zdecydowałam się podejść do drzwi wypożyczalni i spróbować. Pani powiedziała, że najpierw muszę podbić tę kartę w Bibliotece Śląskiej  (BŚ) a potem mam do niej wrócić i ona mi podbije. Nic nie wspomniała o tym, że przyszłam po czasie, więc jest nieźle. Wróciłam do BŚ, nie stanęłam w kolejce, która znowu była niczego sobie, tylko podeszłam do informacji. Dowiedziałam się, że na moment podpisywania karty obiegowej książki muszą być u bibliotekarza a nie w moim aucie %-) Bosko - pomyślałam. 

No nic, poszłam do auta (tak, 1,2km) wzięłam książki i wróciłam a kolejka zdążyła już zakręcić po raz kolejny. Miałam czas, to policzyłam - 27 osób przede mną. W końcu się udało. Pani, trzymając moje książki pod ręką, podbiła moją kartę obiegową. Wróciłam do biblioteki wydziałowej, dostałam, com chciała i do domu.

Ktoś jeszcze miał intensywne popołudnie?

3 komentarze:

  1. ja sprzątałam... nuda...
    ale Twój opis przypomniał mi moje ostatnie przeżycia w bibliotece śląskiej.. to już było dobre parę lat temu, musiałam zrobić obiegówkę, żeby dostać dyplm z uczelni i kurde musiałam sobie wziąć dzień urlopu, żeby wszystko pozalatwiać. jak tam zajechałam to się okazało, że akurat w ten dzień zamknięte dla interesantów i gdyby nie mój upór i wejście "od tyłu" i błaganie jakiejś tam pani to bym niczego nie załatwiła... wzniosłam się wtedy na wyżyny negocjacji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój piątek był nadzwyczaj spokojny...

    OdpowiedzUsuń
  3. Olu w tej bibliotece "coś" jest. Ja nie wiem, ciągle co, ale jakbym nie była wściekła na kolejki, czy długie oczekiwanie na książki, zawsze chętnie tam wracam;-)
    Zgago ale za to weekend z wizytą Córci chyba żywszy;-)

    OdpowiedzUsuń