Każdy chce mieć zdrowe dziecko. I żeby w szkole nie miało kłopotów, bo tak sobie mama z tatą myślą, że jak dziecko od szóstego roku życia zachowuje się "nieszablonowo", to potem z wiekiem ta nieszablonowość pójdzie w stronę chuligaństwa. I nikt mi nie wmówi, że dobremu uczniowi więcej nie uchodzi płazem - przecież nie chciał(a), każdemu może się zdarzyć.
Gorzej, gdy matka z ojcem dyrektorują w szpitalu albo banku a syn Michaś w szkole sobie nie radzi. Na nic tłumaczenia wychowawcy, który gestykulując, przekonuje mamusię, że syn uczynny i wita każdego z daleka, i nigdy się nie spóźnia, i w akademii zawsze chce brać udział, i stara się jak nikt inny! Mama Michasia kocha, ale nie chce, by syn nie miał nawet matury.
Czy mama się nie stara? A może tato nie zajmuje się dzieckiem wystarczająco? Nic z tych rzeczy. Z Michasiem rodzice się bawią, zabierają do kina, spacerują po parku, uczą odpowiedzialności, powierzając w opiece pieska. Z Michasiem rodzice odrabiają lekcje. Czasem mama, czasem tata. Czasem tylko sprawdzają, żeby Michaś potrafił też sam. Co to za matka, która cały czas nad dzieckiem stoi i pilnuje każdego posunięcia pióra! Zadania Michasia zawsze odrobione, książki spakowane. Bo Michaś w gruncie rzeczy się stara. Jest obowiązkowym dzieckiem.
Michaś jest w czwartej klasie. Wczoraj mama prosiła: Michał, pamiętasz ile było cztery razy osiem? Michaś, choć bardzo się stara, nie wie. A dwa razy siedem? Michaś nie wie.
Mama czule głaszcze go po głowie. Tak by chciała, żeby synowi lepiej szło w szkole. Żeby, jaka tata opowie mu o średniowiecznym Krakowie, to chociaż zapamiętał imię króla albo że dowiedział się o powstaniu Akademii Krakowskiej.
Brzmi stereotypowo. Wiem.
A może ten Michaś pieknie rysuje? albo śpiewa? a moze gra?
OdpowiedzUsuńNie każdy Michaś wyrośnie na Faradaya lub Łomonosowa...
OdpowiedzUsuńJa nie za bardzo zrozumialam intencje tego posta.
OdpowiedzUsuńJa chyba też nie do końca wiem jaka jest puenta =( ale wybacz ciężarnej =*
OdpowiedzUsuńTo przypadek z dalszej rodziny mojego Ojca. Rodzice na stanowiskach, synowi nie idzie w szkole. Na rzęsach stają, żeby mu pomóc - ma wszystko, czego mu potrzeba, nie jest ani rozpieszczony ani surowo wychowany. Jego tata właśnie skończył kolejne studia, specjalizując się w swoim zawodzie.
OdpowiedzUsuńJest słabym uczniem a rodzicom trudno się z tym pogodzić.
Meggie bo to czy rodzice wykształceni czy też nie, ciężko czasem jest zaakceptować swoje dziecko, które nas zaskakuje negatywnie, które nagle staje się dzieckiem, o którym nie marzyliśmy. Oczywiście szkoda, że rodzice tego dziecka, nie potrafią cieszyć się z małych sukcesów dziecka. Dla jednych jest to 5 dla innych 3 a dla jeszcze innego strzelona bramka na lekcjach wf-u.Szkoda, że ciężko jest im kochać jego niedoskonałości, ciężko im je zaakceptować.Czasem rodzice tak mocno dziecko naciskają, że dziecko traci siebie...wycofuje się, zamyka, nie wierzy w siebie. Takiemu dziecku potrzebne jest wsparcie. Jeżeli nie rodziców, to wychowawcy, rówieśników, pedagoga czy psychologa w szkole.A wiadomo jak w naszych szkołach jest.W przepisach mamy co powinno być a co tak naprawdę jest...każdy ma swoje doświadczenia.
OdpowiedzUsuńPo lekturze " Kamień w sercu" zrozumiałam jak ważna jest akceptacja tego to co mamy. Tam akurat dziecko spotkała tragedia...choroba, kalectwo.I dopóki rodzice nie zaakceptowali jej,to się męczyli, obwiniali i próbowali wmawiać sobie, że wszystko jeszcze będzie tak jak dawniej.Dopiero jak pogodzili się ze wszystkim znowu stali się prawdziwą rodzina łaknącą szczęścia.
I może to porównanie jest zbyt kontrastowe ale wydaje mi się,że o to właśnie chodzi o akceptację.
Ale masz rację szlak nauczyciela trafia, jak musi patrzeć i znosić beznadziejne uwagi rodziców czy w kierunku swojego dziecka czy nas, jako pedagogów, którzy nie potrafią ze słabego ucznia zrobić prymusa. Każdy wychowuje dzieci na swój sposób, tak jak go kiedyś wychowywano, taj jak on pojmuje miłość.Nic na to nie poradzimy, możemy tylko wspierać te dzieci, nic więcej :(
Pozdrawiam i obiecuję pisać krótsze komenty :)