tag:blogger.com,1999:blog-54578287335051883002024-03-05T09:06:05.954+01:00Barwy szarej rzeczywistościMeggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.comBlogger60125tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-29772596447357611122011-12-20T09:13:00.000+01:002011-12-20T09:13:22.071+01:00KalendarzCo roku w okolicach Bożego Narodzenia kupuję kalendarz. Książkowy, w formacie A5. Bez obrazków, złotych myśli i porad kulinarnych. Z pozoru zeszyt - tylko z ponumerowanymi stronami. Choć wydawać może się to mało interesujące, zawsze celebruję ten moment. Wpisuję do kalendarza podstawowe informacje, mam wtedy w ręku swój najlepszy długopis, a charakterem pisma staram się scharakteryzować siebie - właściciela.<br />
<br />
Potem kalendarz służy mi przez cały rok do zapisywania tego, co najistotniejsze: kiedy trzeba odesłać umowę, do kiedy napisać kolejny artykuł, którego dnia pojechać do szkoły. I choć potrafię nie zajrzeć do kalendarza cały tydzień, bez niego czułabym się źle. Wyznacza mi całoroczny rytm istnienia. Brzmi to pewnie wystarczająco patetycznie, by zastanowić się, jakim szaleńcem trzeba być, by nie pracując w korporacji nad międzynarodowym projektem, tak uzależnić się od kalendarza. Mój kalendarz pozwala mi jednak w odpowiednim momencie skupić się i opanować samoistny chaos.<br />
<br />
W tym roku kalendarz będzie miał jeszcze jedną funkcję. Z tyłu znajdą się tytuły wszystkich przeczytanych książek. Tych czytanych prywatnie, przy nocnej lampce i tych studiowanych w największym skupieniu i ołówkiem pod ręką.<br />
<br />
O czytaniu jako wartości samej w sobie napiszę innym razem.Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-1136130653810088042011-12-14T11:19:00.000+01:002011-12-14T11:19:00.460+01:00Na "Listy do M." wybierałam się kilka razy. Na samym początku tuż po premierze, postanowiłam zamówić bilety na kilka godzin przed seansem. Zwykle nie było problemów. Żeby obejrzeć Listy musiałabym rezerwować miejsca co najmniej tydzień przed seansem. Zrezygnowałam, licząc, że tłumy w kinie skończą się po tygodniu, dwóch i pójdę obejrzeć film na spokojnie, w pustej sali kinowej. Nic bardziej mylnego! W końcu miałam rezerwację na niedzielę. Świetne miejsca, z tyłu - tak lubię i z boku - tak najwygodniej. Czekały na mnie od pięciu dni i perspektywa niedzieli w kinie bardzo mnie ucieszyła. Nie na długo. Mąż musiał iść do pracy a ja odwołałam rezerwację. Zamówiłam bilety na wczoraj i udało się. W końcu obejrzałam "Listy do M.".<br />
<br />
Uświadomiłam sobie, jak smutne są święta bez dzieci. Czasem nasze wolne dni przypominają Wigilię Małgorzaty i Wojtka. Jest jedzenie, są rozmowy, filmy, spacery. Tylko nikt nie biega wokół i nie rozlewa soku na wyczyszczony dywan. <br />
<br />
Było refleksyjnie. Nauczyłam się też mówić "psia dupa" i nie zawaham się tego użyć, kiedy będzie trzeba ;-)<br />
<br />
Na razie, walczę (psia dupa) z katarem, czy tam przeziębieniem. Mam chyba lekko podniesioną temperaturę. Do niedzieli chyba przejdzie? W poniedziałek muszę być w Krakowie.Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-61071129600705766182011-12-12T11:33:00.000+01:002011-12-12T11:33:21.311+01:00Groupon.pl - korzystacie?Mam możliwość skorzystania z rocznego kursu języka angielskiego za 89zł (przez dwa lata płaciłam po 180zł miesięcznie za swój angielski).<br />
<br />
Korzystacie z Groupon? Gdzie jest haczyk? <br />
<br />
Waham się, czy nie wykupić tego kursu, ponieważ języków obcych nigdy dość. Nie chcę jednak wplątać się w jakąś niekorzystną dla mnie umowę...Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-33043064255068353072011-12-05T17:33:00.000+01:002011-12-05T17:33:24.566+01:00Piszę ostatnio rzadko, bo studia i praca pochłonęły mnie bez reszty. Nie mam wolnego czasu i... bardzo mnie to cieszy! Dlatego też dziś mój wpis będzie niejako podwójny. Po pierwsze wybrałam się w <b>daleką podróż do Krakowa</b>. Po drugie: <b>ocet, skórka od banana i oliwka dla dzieci</b>.<br />
<br />
<b>Daleka podróż do Krakowa</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">Zawsze do Krakowa jechałam samochodem i zwykle "prowadził mnie Krzysztof Hołowczyc:"-) W sobotę wybrałam się autobusem, więc swój wyjazd potraktowałam jako daleką podróż do miasta królów polskich. Kilka dni wcześniej namierzyłam dworzec, piętnaście razy zapytałam, czy autobus na pewno jeździ też w soboty, wywołałam grymas na twarzy Pani z informacji, pytając, jak często kursy wypadają z przyczyn ogólnie zwanych technicznymi. </div><div style="text-align: justify;"><b> </b></div><div style="text-align: justify;">Oczywiście założyłam, że mnie okradną i pobiją, więc do kieszeni włożyłam kartkę z telefonem do męża i do Klarki, która, wiedząc że będę bywać w Krakowie, podarowała mi na wszelki wypadek swój numer. Oczywiście mam je wpisane w swojej komórce, ale - jak mi ukradną telefon, to skąd wezmę Klarki numer. Numer męża pamiętam (jako jedyny z przyczyn oczywistych), ale - jak mnie pobiją i stracę pamięć tudzież przytomność, może jakiś dobry człowiek znajdzie go i poinformuje rodzinę. Jednym zdaniem: bałam się jak nie wiem co! </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W autobus wsiadłam o 7.28, 9.15 byłam już w Krakowie. Mapa, którą narysowałam dzień wcześniej (bo w drukarce skończył się tusz), okazała się być niepotrzebna, ponieważ przystanek, na którym wysiadłam był na Mickiewicza, gdzie studiuję, jakieś 100 metrów od celu mej podróży. 1:0 dla mnie - pomyślałam - jednocześnie modląc się, by skończyło się przed zmrokiem, bo jak nic pójdę w złym kierunku na przystanek powrotny! Skończyło się o 15.00, więc udało się! 15: 29 wsiadłam w autobus do miasteczka, z którego odebrał mnie mąż. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W autobusie ludzie i ludziska - młodzi, starzy, w beretach, z gołymi nerkami (...) - Polska to bardzo różnorodny kraj. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W którymś momencie usiedli za mną jacyś nastoletni panowie. I rozmawiają. Nie przytoczę dosłownie, ale idea będzie zachowana: "Aleś mu wczoraj przyjeb** aż się krwią ci** zalał, pierdolen*** jeden ze wsi jeban**" "A jak kur**! Się ma talent, to się likwiduje dziadostwo jeba**". I tak z dwadzieścia minut. Po czym wstali, podeszli do drzwi i słowami: "Dziękujemy, do widzenia" pożegnali się z kierowcą. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><b>Ocet, skórka od banana i oliwka dla dzieci</b></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Sprzątać trzeba, bo inaczej się nie da! - mawiam czasem sama do siebie, bo kto by chciał słuchać o sprzątaniu. Zwykle kupowałam różne środki chemiczne. Wiedząc, że to nieekologiczne starałam się nie przesadzać z ilością. Ostatnio, oglądając program "Czysta chata" w TV 4, dowiedziałam się sporo o tym, że warto je zastąpić środkami naturalnymi. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
Powiem od razu - mycie samą wodą to dla mnie nie jest mycie, więc podłogi i naczynia nadal zmywam przy użyciu środków chemicznych. Podobnie jest z wanną i ubikacją. </div><div style="text-align: justify;">Kamień z prysznicowej słuchawki zejdzie, gdy zamoczymy ją w wodzie (1 litr) ze szklanką octu. Boazerię najlepiej nabłyszczać odrobiną oliwy z oliwek (4 łyżki) z wodą (2 łyżki) i chyba także octem. Metalowy zlew będzie się błyszczał, gdy "wypastujemy" go oliwką dla dzieci. A liście naszych kwiatów świetnie czyści się skórką od banana - dziś testowałam! </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Uświadomiłam sobie, że przynajmniej w kuchni, w której przecież przygotowuję posiłki, powinnam ograniczyć użycie wszelkiej maści chemii. Wnętrze lodówki i tak myłam zawsze wodą z octem, ale teraz przyrządziłam taki roztwór (proporcja wg własnego uznania: pół szklanki octu, do tego woda w butelce - spryskiwaczu o pojemności 750ml). Będzie do mycia blatów, parapetu, czy pieca. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ciekawostka: umycie lustra pianką do golenia podobno sprawia, że lustro nie zaparuje nam podczas kąpieli. Dziś umyłam swoje w ten sposób. Nieźle musiałam się namachać ręką, żeby się ładnie świeciło a czy działa - zobaczymy (w telewizji działało:-))</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pozdrawiam Was wszystkich!</div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-7148017236109931242011-11-18T14:57:00.000+01:002011-11-18T14:57:25.733+01:00Dzieci wykształconych<div style="text-align: justify;">Każdy chce mieć zdrowe dziecko. I żeby w szkole nie miało kłopotów, bo tak sobie mama z tatą myślą, że jak dziecko od szóstego roku życia zachowuje się "nieszablonowo", to potem z wiekiem ta nieszablonowość pójdzie w stronę chuligaństwa. I nikt mi nie wmówi, że dobremu uczniowi więcej nie uchodzi płazem - przecież nie chciał(a), każdemu może się zdarzyć. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Gorzej, gdy matka z ojcem dyrektorują w szpitalu albo banku a syn Michaś w szkole sobie nie radzi. Na nic tłumaczenia wychowawcy, który gestykulując, przekonuje mamusię, że syn uczynny i wita każdego z daleka, i nigdy się nie spóźnia, i w akademii zawsze chce brać udział, i stara się jak nikt inny! Mama Michasia kocha, ale nie chce, by syn nie miał nawet matury. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Czy mama się nie stara? A może tato nie zajmuje się dzieckiem wystarczająco? Nic z tych rzeczy. Z Michasiem rodzice się bawią, zabierają do kina, spacerują po parku, uczą odpowiedzialności, powierzając w opiece pieska. Z Michasiem rodzice odrabiają lekcje. Czasem mama, czasem tata. Czasem tylko sprawdzają, żeby Michaś potrafił też sam. Co to za matka, która cały czas nad dzieckiem stoi i pilnuje każdego posunięcia pióra! Zadania Michasia zawsze odrobione, książki spakowane. Bo Michaś w gruncie rzeczy się stara. Jest obowiązkowym dzieckiem. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Michaś jest w czwartej klasie. Wczoraj mama prosiła: Michał, pamiętasz ile było cztery razy osiem? Michaś, choć bardzo się stara, nie wie. A dwa razy siedem? Michaś nie wie. </div><div style="text-align: justify;"> </div><div style="text-align: justify;"> Mama czule głaszcze go po głowie. Tak by chciała, żeby synowi lepiej szło w szkole. Żeby, jaka tata opowie mu o średniowiecznym Krakowie, to chociaż zapamiętał imię króla albo że dowiedział się o powstaniu Akademii Krakowskiej. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> </div><div style="text-align: justify;">Brzmi stereotypowo. Wiem. </div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-10877640727433515982011-11-14T16:40:00.000+01:002011-11-14T16:40:02.316+01:00O jedzeniuCzasem mam tak, że kilka dni chodzi za mną jakaś potrawa. I tu nawet nie chodzi o rzeczy, które można kupić i zjeść, ale takie, które jadłam gdzieś, pięknie przyrządzone i teraz mi się chce.<br />
<br />
Po pierwsze: pierogi ze szpinakiem. Nigdy nie jadłam szpinaku. Nie sądziłam, że w ogóle może smakować. Byłam pewna, że to coś pomiędzy groszkiem, który lubię i brokułami, które też lubię, ale jeść nie jadłam.<br />
Muszę zerwać z mitem, który głosi, że pierogi zrobić umieją tylko babcie pamiętające recepturę jeszcze z czasów własnej babci. Zrobię pierogi. <br />
<br />
Po drugie: łosoś. Jadłam łososia kilka razy w życiu, zawsze w wydaniu restauracyjnym. Sama chętnie przyrządzam filet z tilapii. Mintaj to sam lód - kupujesz kg ryby, po rozmrożeniu zostaje ci dziesięć deko filetu i parę litrów wody. Sola jakoś mi nie podeszła. A panga - well, well, well - legendy mówią, że w dalekiej krainie hoduje się to żyjątko w wyjątkowo kreatywny sposób, więc zrezygnowałam na starcie. Filety z tilapii są po prostu "mięsiste". Panieruje się to, jak schabowego, potem się nie rozwala przy smażeniu a potem jeszcze świetnie smakuje. No ale - zaraz, zaraz - łosoś w tradycyjnej panierce? Nie, nie nie. To musi być coś wyjątkowego.<br />
<br />
Po trzecie: kończą mi się zapasy moich buraczków. Zrobiłam wprawdzie zaledwie siedem słoików, ale dziś w szafce zauważyłam tylko jeden. Reszta, w składzie dwuosobowym, pożarta;-) Dorobię, bo są pyszne. <br />
<br />
A może ktoś robi i ma sprawdzone przepisy? Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-30548412951088142612011-11-13T10:46:00.002+01:002011-11-13T10:47:44.025+01:00WracamDługo nie pisałam, bo nie chciałam pisać o smutkach i troskach. Zwłaszcza tych, które w obliczu prawdziwych problemów są po prostu infantylne. Rzeczywiście było tak, że miałam dość siebie. I nie wiem, czy spowodowała to jesień, czy zwyczajnie dopadające czasem ludzi gorsze chwile.<br />
<br />
Dziękuję za wysyłane na moją skrzynkę kartki i listy. Zachowam je jako najlepszy środek na trudne chwile.<br />
Spotkałam się ze zrozumieniem i empatią. Ktoś mi dał kopniaka, ktoś pogłaskał. Wszystko było mi lekarstwem.<br />
<br />
Poprzedni weekend spędziłam w Krakowie na wyjeździe służbowym w ramach pracy wykonywanej na studiach. Coś dziwnego jest w tym mieście. Z jednej strony chciałoby się powiedzieć, że miasto jest zbyt tłoczne, z drugiej jakoś to nikomu nie przeszkadza.<br />
Jedzenie w restauracji Wierzynek, choć w porcjach idealnych dla mnie (a nie normalnych ludzi, którzy zjadają normalne ilości jedzenia), przepyszne. Wielu narzekało, że porcje właśnie za małe, dla mnie wszystko było po prostu wspaniałe. I podane tak inaczej, niż do tej pory zdarzało mi się widzieć.<br />
Podziemia Krakowskiego Rynku - wielkie multimedialne przedsięwzięcie. Do młodych chyba nie da dotrzeć się inaczej niż przez makiety, po których się chodzi albo się ich dotyka. Polecam każdemu, nawet jeśli nie interesuję się historią.<br />
"Klu programu" (rzecz jasna nie części oficjalnej a momentu określanego mianem <<czas wolny>>) - Wedel na Rynku Głównym. Firmowa kawiarnia/cukiernia, w której najróżniejszymi deserami i kawami powstającymi przy udziale oryginalnych produktów Fabryki Przyjemności. Kolejki do stolików mówią same za siebie. Warto. Niech namiastką będzie wizyta na stronie: http://wedelpijalnie.pl/lokale/krakow_-_czekoladowy_sklep/39<br />
<br />
Ostatnio dużo pracuję, poza tym piszę referaty, wnioski... <br />
Wracam do Was.Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-14986789717920708592011-11-04T23:02:00.003+01:002011-11-04T23:05:01.900+01:00O mężach, żonach i pieniądzach<div style="text-align: justify;">Dziękuję za wsparcie. Wasze maile, wiadomości, wszelkie sygnały sympatii wywołały wiele uśmiechu na mojej twarzy.<br />
Dni mijają mi zwyczajnie. Może trochę się uspokoiłam, może zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że "jest mi szaro". </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pomijając to wszystko, dostałam wiadomość od pewnej Pani Redaktor. Pani Marta przeczytała na moim poprzednim blogu post o tym, jak ludzie w związkach dzielą się i gospodarują pieniędzmi. </div><div style="text-align: justify;">Jeśli u którejkolwiek Was/Waszych przyjaciół, znajomych to kobieta dba w związku o finanse a mąż/partner "dostaje" kieszonkowe lub w ogóle nie jest zainteresowany tym, jak wydawane są pieniądze - zostawia to Wam i jednocześnie zgadzacie się o tym opowiedzieć, proszę o wiadomość. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Żeby wprowadzić Was w klimat, przeklejam mój post: </div><span style="font-size: x-small;"><i><br />
</i></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: Georgia;">Mój mąż to dobry człowiek. Robi dla mnie o wiele więcej niż kiedykolwiek bym się spodziewała, że ktokolwiek dla mnie zrobi. I choć kiedyś liczyłam na to, że zacznie zwracać uwagę na porządek wokół siebie a potem zmywać ... szybko mi przeszło, bo ideały są po prostu nudne!</span><br style="font-family: Georgia;" /><br style="font-family: Georgia;" /><span style="font-family: Georgia;">Mąż W. daje jej co tydzień 600 zł. Za te pieniądze W. kupuje jedzenie i płaci rachunki. Znając realia życia i wydatki, które ponosi W. to całkiem spora kwota. Zawsze coś jej jeszcze zostaje. Jednak i tak nie wydaje mi się to być w porządku - dlaczego ten mąż jej "wylicza" te 600 zł? Czy nie powinno być tak, że pieniądze są wspólne i jak W. robi zakupy, to bierze tyle ile potrzebuje i jak płaci za prąd i wodę to też wyjmuje pieniądze z konta i po prostu wydaje na to, co służy także mężowi i córce? </span></i></span></span><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: Georgia;">Mój mąż nigdy nie spowiadał mnie z wydawanych pieniędzy. Nigdy nie zarzucił, że wydałam za dużo albo że nie umiem oszczędzać. Może nigdy nie miał okazji a może mąż W. boi się tę okazję mieć? </span></i></span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: Georgia;">Większe zakupy robimy wspólnie. Droższe i nie będące pierwszej potrzeby wydatki (buty, które zwyczajnie mi się spodobały i są już kolejną parą butów tego typu; gra, która lada dzień pojawi się na rynku...) po prostu omawiamy - czy warto, czy można i czy jest sens. </span></i></span></span><br />
<span style="font-size: small;"><br style="font-family: Georgia;" /></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: Georgia;">Prawie były mąż mojej kuzynki dawał jej codziennie 10zł. Za to miała kupić coś do jedzenia dla niego i siebie oraz wszystko to, co potrzebne dla ich córeczki - wtedy kilkumiesięcznej. </span></i></span></span><br />
<span style="font-size: small;"><br style="font-family: Georgia;" /></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: Georgia;">Moja znajoma ze studiów daje mężowi miesięcznie 100zł kieszonkowego (oboje pracują), które on wydaje jak chce - może iść na piwo, może kupić sobie płytę, branżową gazetę lub książkę. Czasem chwali się, że go nie kontroluje, bo z tymi 100zł robi co chce :-) Niestety nie zapytałam, czy sama też ma do wydania to 100zł. A może ma mniej a może więcej? To ona trzyma w domu kartę z bankomatu i kasę. Mąż potrzebuje zatankować - przychodzi do niej, potrzebuje na składkę w pracy - też przychodzi. Nie musi o pieniądze prosić, zwyczajnie ona mu je daje. To może i wygodne - ma 100zł, żeby nie latał codziennie po piątaka na colę a jak chce na coś więcej, przychodzi do żony :-) </span></i></span></span><br />
<span style="font-size: small;"><br style="font-family: Georgia;" /></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: Georgia;">To taka sama forma wyliczania, jak u W. - z tą różnicą, że W. dostaje więcej i kupuje za to rzeczy "dla domu" - jak jej zostanie, ma dla siebie. </span></i></span></span><br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-family: Georgia;">I tak się czasem zastanawiam, czy prezent na Walentynki albo Boże Narodzenie też kupuje jej z tej stówki, czy może tydzień wcześniej przychodzi po pieniądze? </span></i></span></span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"><span style="font-size: x-small;"><span style="font-family: Georgia;">Wasze blogi odwiedzę za kilka dni - jutro wyjeżdżam na konferencję do Krakowa.</span><i><span style="font-family: Georgia;"> </span></i></span></span></div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-11600831140629336962011-10-26T18:11:00.000+02:002011-10-26T18:11:31.284+02:00...Mam kryzys. Taki, jakiego jeszcze nigdy nie miałam, taki, który mnie męczy a ja nawet nie wiem, skąd się wziął. Jeśli ktoś nie chce słuchać/czytać narzekań, a zwłaszcza narzekań szczegółowych, powinien wyjść z tej strony, bo jedynie to może przeczytać poniżej.<br />
<br />
1. Jedzenie. Nie jestem głodna, czasem zjadam w ciągu dnia zaledwie kromkę chleba albo pół papryki i mi wystarcza. Nie potrzebuję jeść. Piję dużo herbat - zwykłą, miętową, melisę, czasem kawę. Na obiad zjadłam dziś dwa ziemniaki. Wczoraj pół śledzia w musztardzie. Mój mąż uważa, że to początki anoreksji. Ja po prostu nie jestem głodna. <br />
<br />
2. Praca. Co pół roku dostaję umowę na pół roku. W grudniu dowiem się, czy mam kolejną. Jak nie dostanę, jestem w lesie. Nasz rynek pracy jest tak hermetyczny, że rozsyłane od jakiegoś czasu CV nawet do niego nie docierają. Nie ma szans, żebym znalazła pracę. No, znalazłabym może w fabryce, ale nie chce skręcać śrubek. Znam dziewczynę, która po licencjacie z socjologii skręca śrubki. Musiała podpisać przy umowie oświadczenie, że nie będzie się domagała, w związku z wyższym wykształceniem, awansu - jakoś tak. Krótko mówiąc, jej brygadzistka ma tylko technikum odzieżowe i chyba nie chce, by musiały zamienić się miejscami.<br />
<br />
3. Pieniądze. Potrzebuję jakichś 40 tysięcy ekstra, by się wprowadzić do własnego domu. Choć jego budowa trwa nieco ponad dwa lata, jestem zmęczona. Chciałabym mieszkać w nim już, rozpocząć kolejny etap życia, być u siebie. Czuję niemoc i bezradność, patrząc na zadaszone mury i wiedząc, że na całą resztę mam na razie 700zł. Wiem, inni mają gorzej. Ja bym chciała wszystko już i teraz! Czy to moja wina, że mam odwagę o tym wszystkim marzyć? <br />
<br />
Efekty. Płacz, płacz, płacz. Oglądałam serial. Okazało się, że napisy wyświetlają się zbyt późno i oglądanie nie ma większego sensu. Rozpłakałam się, bo co mogłam zrobić. Nie mogę znaleźć kluczy. Od godziny szukam cholernych kluczy! Za kolejną muszę wyjść na aerobik i bez nich nie wyjdę. Siadłam i płaczę. Na komputerową myszkę spadło kilka łez.<br />
<br />
I tak przynajmniej raz dziennie. Najlepiej wtedy, gdy nikt nie widzi.Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-2433301959570724692011-10-25T13:40:00.003+02:002011-10-25T13:40:49.206+02:00Biedny nie ma wyboru?<div style="text-align: justify;"><b>Czy zdarzyło Wam się kiedyś powiedzieć, że <i>darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby</i> albo, że jakby ktoś byłby naprawdę głodny, to zjadłby dosłownie wszystko, byleby się nasycić. </b></div><div style="text-align: justify;"><b>Historia dzieje się w jednym z miejskich ośrodków pomocy. Czasem do ośrodka trafia żywność, i ubrania które oddawane są podopiecznym placówki. Czasem jednak podopieczni odmawiają. </b></div><div style="text-align: justify;"><b> </b></div><div style="text-align: justify;"><br />
Pani Maria przychodzi do ośrodka od zeszłej zimy. Mąż zostawił ją z czwórką małych jeszcze dzieci. Nie ma stałej pracy, dorywczo wykłada towar w marketach. Zżyma się na myśl, że znowu w ośrodku będą jej dawać te płatki i ryż. Jej dzieci nie lubią płatków. Wolą kanapki. Do płatków trzeba jeszcze kupić mleko, podgrzać je, potem posłodzić a dzieci i tak nie chcą jeść. Raz nie wzięła, to ją pracownica zapytała, czy woli by dzieci głodne były. Pewnie, że nie woli, ale czy musi im dawać to, czego nie lubią? </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Czasem, gdy jest naprawdę wściekła, ma ochotę wykrzyczeć tym w ośrodku, żeby poszli do lasu z tą swoją dobrocią. Bo zawsze, gdy bierze z ośrodka ubrania, to wie, że ma je, bo ktoś inny ich nie chciał i je oddał. Bo ktoś inny sobie odświeżył szafę przed zimą i ona dostaje w październiku letnią sukienkę albo krótkie spodenki dla dzieci. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">A w październiku to jej by się przydała jakaś kurtka. Chciałaby zieloną. W maju, gdy do ośrodka przyszła większa dostawa, dostała czarny szalik i chustę w zieloną kratę. Gdyby mogła sobie kupić kurtkę, wybrałaby zieloną albo płaszczyk by kupiła. W końcu nie jest jeszcze taka stara, a te ubrania, które dostaje są jakieś takie - niemodne i jakby nosił je przed nią ktoś duży starszy. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Kiedyś sąsiadka zaprosiła ją na kawę. Wiedziała, że nie jest to zwykła kawa a jedynie okazja, by, pozbywając się kilku rzeczy, sąsiadka uczyniła coś dobrego na święta. Nie chciała. Nie chciała glinianych kubków ani torebki z podartą poszewką. Nie wzięła, potem jej w ośrodku powiedzieli, że odrzuca pomoc, którą oferują jej inni, że ma schować dumę do kieszeni, bo ma na wychowaniu czwórkę dzieci. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Pani, wybrzydzać to se pani może w sklepie, jak ma pani w kieszeni złotą kartę a nie tutaj! - zaatakowała ją ostro opiekunka z ośrodka. - Albo pani ugotuje ten ryż albo wytłumaczy dzieciom, że na obiad jest koncentrat pomidorowy. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Biedny nie ma prawa wybierać? </div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-51074862696715495102011-10-23T09:48:00.000+02:002011-10-23T09:48:17.595+02:00Zakupy, czyli łowy<div style="text-align: justify;">Wczoraj rano kupiłam kolejny numer Wyborczej z Wysokimi Obcasami. Druga strona - olśnienie! Moja ulubiona, ukochana Anja Rubik. Czasem zachowuję się, jak małolata mająca swoich idoli, ale wierzcie mi - podziwiam tę dziewczynę i nie jest to podziw rozwrzeszczanej nastolatki. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Czy marzę o tym, by mieć ciuchy Anji Rubik? Może to zbyt wiele powiedziane, w końcu nie wokół ubrań kręci się świat, ale świadomość, że miałabym rzecz, którą reklamowała właśnie Ona, stała się pożądaniem. </div><div style="text-align: justify;">Do tej pory żyłam w przekonaniu, całkiem uzasadnionym, że na ciuchy Anji Rubik mnie nie stać. A nawet gdyby mnie było stać, gdzie w tym pójść i jak w tym ukryć swoje (nieliczne) fałdki. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Klamka zapadła, zdecydowałam się pojechać do H&M po wymarzony ciuch. W pierwszym same rozmiary L - reszta, jak przyznała sprzedawczyni, rozeszła się w mig. W drugim sklepie, w innym centrum handlowym, wypatrzyłam M-kę, która niestety (?) też była za duża. Perspektywa posiadania kamizelki na razie się oddaliła, ale perspektywa tego, że udałoby mi się wyglądać przyzwoicie w rozmiarze S a nie kupowanym ostatnio M, też wydaje się przyjemna. Zadowoliłam się bawełnianym golfem w kolorze granatowym, ze sklepu C&A. </div><div style="text-align: justify;">A moja kamizelka prezentuje się tak: </div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBjjEbv7LSMZ37VPp6TqC2vOHUjZb4uf_QKEq-LSnJWtMQyZjqJJPgDz0D6KRy7_8hVjnoMNBjZ_0e0WFJ7-S6VA1VhvhebSdMrH_teQYNYmYzeDhU9bT9CF-8uYumRZX96CPKiR9CC6qv/s1600/wintercollection_bb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="291" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBjjEbv7LSMZ37VPp6TqC2vOHUjZb4uf_QKEq-LSnJWtMQyZjqJJPgDz0D6KRy7_8hVjnoMNBjZ_0e0WFJ7-S6VA1VhvhebSdMrH_teQYNYmYzeDhU9bT9CF-8uYumRZX96CPKiR9CC6qv/s320/wintercollection_bb.jpg" width="320" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"></div><br />
<br />
<div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Żeby zima była bardziej kolorowa, zamówiłam też na Allegro.pl kolorowe rajstopy - uwielbiam do czarnych spodenek albo spódniczki dobierać rajstopy w kolorze sweterka lub dodatków. </div><div style="text-align: justify;"><a href="http://allegro.pl/rajstopy-40den-3-mikrofibra-mega-promocja-i1878954733.html">http://allegro.pl/rajstopy-40den-3-mikrofibra-mega-promocja-i1878954733.html</a></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Wybrałam kolory: miodowy, anemone i granat. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://www.hm.com/josh/static/site/img/campaign/blank.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.hm.com/josh/static/site/img/campaign/blank.png" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-37082648606507680652011-10-21T18:45:00.000+02:002011-10-21T18:45:14.385+02:00Co za dzień!<div style="text-align: justify;">Pojechała na uczelnię - wypisać się, bo zmieniłam miejsce studiowania z Katowic na Kraków. </div><div style="text-align: justify;">Chciałam też wziąć w bibliotece kilka książek potrzebnych mi do pisania. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Najpierw poszłam do Biblioteki Śląskiej, stałam pół godziny w kolejce (studenci się obudzili do czytania jakoś wcześnie - w końcu sesja daleko). Wypożyczyłam książki, podjechałam pod swój wydział (kilometr od biblioteki), zaparkowałam (dwieście metrów od uczelni, 1,2km od biblioteki - ważne do zapamiętania), zostawiłam w aucie książki (równie ważne do zapamiętania). </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W sekretariacie odebrałam kartę obiegową i poszłam z nią do biblioteki wydziałowej. Na drzwiach głównych przeczytałam, że karty obiegowe podbijane są od 9 do 12 (była 12.11), ale zdecydowałam się podejść do drzwi wypożyczalni i spróbować. Pani powiedziała, że najpierw muszę podbić tę kartę w Bibliotece Śląskiej (BŚ) a potem mam do niej wrócić i ona mi podbije. Nic nie wspomniała o tym, że przyszłam po czasie, więc jest nieźle. Wróciłam do BŚ, nie stanęłam w kolejce, która znowu była niczego sobie, tylko podeszłam do informacji. Dowiedziałam się, że na moment podpisywania karty obiegowej książki muszą być u bibliotekarza a nie w moim aucie %-) Bosko - pomyślałam. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">No nic, poszłam do auta (tak, 1,2km) wzięłam książki i wróciłam a kolejka zdążyła już zakręcić po raz kolejny. Miałam czas, to policzyłam - 27 osób przede mną. W końcu się udało. Pani, trzymając moje książki pod ręką, podbiła moją kartę obiegową. Wróciłam do biblioteki wydziałowej, dostałam, com chciała i do domu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ktoś jeszcze miał intensywne popołudnie? </div><div style="text-align: justify;"></div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-68254356021189242022011-10-20T11:22:00.000+02:002011-10-20T11:22:45.994+02:00Dzieci w markeciePowiedzcie mi, drogie Matki - obecne i te właśnie debiutujące, jak to jest, że jedno dziecko w sklepie idzie koło matki/babci i zachowuje się spokojnie a drugie wrzeszczy o batona a potem o cukierki a na końcu o to, że nie mogło nieść koszyka?<br />
<br />
I druga sprawa - jak zrobić tak, żeby własne dziecko w sklepie chciało być grzeczne? <br />
<br />
Dziś po Netto spacerowała matka z córką, która niosła w małych rączkach paczkę makaronu. Szła wolniej od matki, oglądając wszystko, ale była grzeczna. W sklepie była też druga matka z synem Kamilem. Kamil najpierw płakał, bo chciał landrynki a mama mu powiedziała, że są za twarde i kupi mu inne cukierki. Słychać go było na całym sklepie. Stałam za nim i jego matką przy kasie. Wrzeszczał, przysięgam, nie wiem o co. Matka próbowała go uspokoić, prosiła, tłumacząc, że w aucie odpakuje mu to, co kupiła, ale najpierw za to trzeba zapłacić przy kasie. Darł się, jakby go ktoś ze skóry obdzierał.<br />
<br />
Będąc przy temacie - często obserwuję w marketach, że dziecko już w trakcie zakupów zajada się czymś słodkim, co rodzice zamierzają kupić. Potem na kasie kładą sam papierek albo drugą identyczną rzecz, prosząc, by skasować za dwie. Pracownicy sklepu nie robią z tego problemu.<br />
<br />
Ja sama zaś, może niesłusznie, jestem przeciwna. Czy to dziecko cierpi z głodu, że musi już natychmiast jeść tę czekoladę albo cukierki albo batoniki? Czy nie może poczekać pół godziny aż rzecz zostanie kupiona. Niby nic takiego, ale gdybym dziś miała dziecko nie uczyłabym go, że można jeść coś już w sklepie. Nawet nie umiem tego wytłumaczyć, ale po prostu chciałabym wyrobić w dziecku dwa nawyki: (1) zapłacisz - jest to twoje i możesz to zjeść/ lub bawić się tym. (2) Nie trzeba wszystkiego zjadać od razu, nie może być tak, że jak ktoś w domu widzi cukierki to musi zjeść od razu wszystkie, bo je widzi i musi zjeść.Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-3484992821397872102011-10-19T20:27:00.000+02:002011-10-19T20:27:09.933+02:00Zagubiona kartka pocztowa<div style="text-align: justify;">Znalazłam dziś w swojej skrzynce pocztówkę z Ciechocinka. Wysłała ją pewna pani do pewnej rodziny, wpisując jednocześnie mój adres. Żaden z moich sąsiadów tak się nie nazywa, podobno w wiosce mieszka ktoś o takim nazwisku, ale mieszka w zupełnie innym miejscu. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Nie czekając długo, zabrałam kartkę i poszłam na pocztę. Przedstawiłam sprawę kobiecie w okienku a ta, śmiejąc się pobłażliwie, stwierdziła, że to niepotrzebnie się fatygowałam, bo oni z tym nic nie mogą zrobić. </div><div style="text-align: justify;">I miała rację, bo niby skąd mają znać wszystkich mieszkańców. Sądziłam jednak, że miejscowy listonosz w kilkutysięcznej wiosce będzie kojarzył tych, którym przynosi listy. Nieważne, chciałam dobrze i zrobiłam wszystko, co do mnie należało. Na szczęście była to pocztówka a nie rachunki lub pisma urzędowe. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Nie jestem w nastroju. Po prostu. I to bez powodu. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-76853091575736196472011-10-17T22:40:00.000+02:002011-10-17T22:40:42.725+02:00o wszytkim i o niczym<b>Dziś będzie o wszystkim i o niczym. Przy kieliszku wina i radiowej jedynce. Mąż w pracy a ja mam sporo czasu, by nadrobić blogowe zaległości. </b><br />
<b> </b> <br />
Dawno niczego nie publikowałam i chyba publikować będę jeszcze rzadziej. Oznajmiam wszem i wobec, że się wzięłam do pracy naukowej. W końcu - wreszcie - a jednak;-) Dni mijają mi pracowicie i jestem szczęśliwa. Lubię mój świat. Moje książki, notatki i długopisy. Choć ciągle miewam problemy z koncentracją, już nie jest tak jak dawniej.<br />
<br />
A bywało różnie. Potrafiłam siąść przed komputerem, pracować/pisać przez dwie minuty po czym wstać i iść podlać kwiaty. Potem usiąść, spojrzeć przypadkiem w kierunku balkonu i zdecydować, że należy ten balkon pozamiatać, a potem znowu wrócić do komputera, iść otworzyć okno w sypialni, za pięć minut zamknąć to okno, zrobić sobie herbatę, sprawdzić, co na zaprzyjaźnionych blogach, wrócić do sypialni, bo został tam długopis, ubrać się i iść do sklepu po żarówkę, bo się spaliła trzy dni wcześniej.<br />
<br />
Jeśli którejś z was udało się to przeczytać jednym tchem, to doskonale wie, jak wyglądała moja praca/nauka ;-) Teraz staram się być bardziej skupiona. Choć ciągle nie realizuję przyjętego planu, jest lepiej;-)<br />
<br />
W niedzielę usłyszałam historię z kominiarzem w roli głównej. Wam muszę powiedzieć, że to gorsze niż ten ksiądz momentami;-) A więc do rzeczy.<br />
Do znajomego przyszedł kominiarz. Ten, wiedząc, co ma w kominie, zaprosił go na czyszczenie. Kominiarz nie był zbyt zadowolony, bo się spieszył, ale wszedł na górę. Wyjrzał przez właz, stwierdził, że on się nie da zabić i tak rozmieszczonego komina czyścił nie będzie. Zszedł i sobie zaśpiewał 20zł. Się pyta znajomy: A za co? A kominiarz mu, że za usługę ;-) Po wymianie paragrafów i "uprzejmości" znajomy zapłacił. Szkoda mu było stracić czas z kominiarzem dla 20zł. Kilka lat wcześniej firma kominiarska owego kominiarza zrobiła odbiór komina i całej reszty, nie stwierdzając przy tym, że wejście na dach grozi śmiercią. <br />
<br />
Dziwny jest ten świat.Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-75328239635600545552011-10-13T10:26:00.001+02:002011-10-13T10:27:06.597+02:00Proboszcz, organy i brzęczący koszyczek<div style="text-align: justify;"><b>Kościół przegrał wybory podwójnie. Po pierwsze dlatego, że nawoływanie z ambony, by głosować na PiS nie odniosło skutku. Po drugie dlatego, że z wysokim (10%) wynikiem w Sejmie pojawiła się pierwsza antykościelna partia w Polsce. Na lokalnym podwórku też widać zmiany. </b></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Nasz proboszcz to człowiek w gorącej wodzie kąpany, ogłosił ostatnio, że już potrzebne mu są pieniądze na kolejną ratę za organy (kto nie czytał, przypominam: kupił organy za 150 tysięcy złotych). Dodał do tego, że jeszcze połowa rodzin w naszej parafii nie ofiarowała nic na ten cel. Jak nie zapłacimy, czeka nas Boże Narodzenie przy elektronicznym keyboardzie a nie stosownej, nastrojowej muzyce.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Już nie z ambony, ale w sytuacjach mniej oficjalnych, na przykład na zbiórkach ministrantów lub w rozmowie z parafianami w sklepie, stwierdził, że jak ktoś przyjdzie do niego i będzie chciał mszę albo chrzciny to on sobie sprawdzi, czy na organy dał, jak nie dał - msza w ciszy. Sprawiedliwość musi być - kto nie zapłacił, nie będzie korzystał i basta!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Poprzedni proboszcz był człowiekiem niezwykle pogodnym i spokojnym. Do ludzi odnosił się z serdecznością i nigdy nie odmówił pomocy. Obecny proboszcz nie ochrzcił dziecka samotnej matce, bo nie będzie ręką kościoła podpisywał się pod grzechem. W drugim kościele w naszej miejscowości proboszcz ochrzcił, nie utożsamiając dziecka z grzechem.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Z innych rewolucji po zmianie proboszcza: trzydniowe nauki dla rodziców i chrzestnych, bo przecież młoda matka ma spokojnie z kim dziecko zostawić żeby trzy razy w tygodniu po dwie godziny siedzieć z księdzem. Po każdej piątkowej mszy księżulek podpisuje dzieciom z podstawówki stosowne karnety obecności na mszy, wie jak sprowadzić do kościoła tłumy;-)</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Miało być o brzęczącym koszyczku. No właśnie - w koszyczku brzęczą monety a sama była świadkiem naocznym leżących w nim wesoło banknotów. Znajoma też zauważyła - ludzie dają mniej - złotówkę, dwa złote, jedna - dwie dziesiątki to maksimum w księdza koszyczku. Czyżby parafianie chcieli ukarać proboszcza? </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W kościele jak wiadomo bywam rzadko. Choć teraz w niedzielę chyba się wybiorę - ksiądz ma nakładać specjalną pokutę za wygraną PO i przede wszystkim wysoki wynik Palikota ;-)</div>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-28106849556420263782011-10-12T17:02:00.000+02:002011-10-12T17:02:00.805+02:00Za oknem słońce a na termometrze dziewięć stopni. Z obawą nastawiłam pranie, ale - co mnie naprawdę zdziwiło - już wyschło. Zawsze się wkurzam, jak mi zawilgotnieje, bo się od razu nadaje do ponownego prania. Teraz leży w niebieskiej misce i zerka na mnie z błagalnym - wyprasuj, wyprasuj!<br />
<br />
Już dwa dni nie słodzę kawy ani herbaty. Czekajcie tylko aż stanę się naprawdę zgorzkniała;-)Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-74110629147745025272011-10-08T12:40:00.000+02:002011-10-08T12:40:09.746+02:00Sekrety damskiej torebki.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEishSW7bajEiEFQUdzWmiBk811J8UE_RJ8T5nvVufdEZjB-QlWR_J-c6XciTGWrSQkAcrlighv4mPUegnuf2y81EY9aFGKUFTC23r30X8QXI70pB86-1t_opd8DyPbSjU4PgpzrlwG1gfun/s1600/torebka+blog.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEishSW7bajEiEFQUdzWmiBk811J8UE_RJ8T5nvVufdEZjB-QlWR_J-c6XciTGWrSQkAcrlighv4mPUegnuf2y81EY9aFGKUFTC23r30X8QXI70pB86-1t_opd8DyPbSjU4PgpzrlwG1gfun/s320/torebka+blog.jpg" width="129" /></a></div>Mój nowy nabytek. Obiecuję uroczyście nie mieć w niej bałaganu;-)<br />
W każdej obowiązkowo chusteczki higieniczne, lusterko, długopis i tabletki przeciwbólowe. Stare rachunki, papierki po cukierkach, bilety parkingowe. Damska torebka kryje w sobie wiele tajemnic. A co Wy trzymacie w swojej?Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-17294370340221266272011-10-05T18:25:00.000+02:002011-10-05T18:25:01.271+02:00PuzzleW niedzielę dowiedziałam się, że moja szwagierka, tegoroczna maturzystka, zabrała się za układanie puzzli. Od razu przypomniałam sobie o tym, że sama mam panoramę Wiednia w 3000 sztuk na strychu. Mąż poszedł, znalazł, przyniósł a teraz się ze mnie śmieje, że najpewniej za kilka dni odpuszczę i zrezygnuję z układania;-)<br />
<br />
Mam jakieś 20% tego obrazka:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://gry-puzzle.pl/img/p/421-2422-thickbox.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://gry-puzzle.pl/img/p/421-2422-thickbox.jpg" width="320" /></a></div>Zaczęłam od ramki a potem wzięłam się za dół - 2/3 całości stanowi niebo, więc będzie z tym trochę roboty. Potem w antyramę i na ścianę;-)Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-85005758652032539452011-10-02T08:13:00.000+02:002011-10-02T08:13:09.130+02:00NiedzielaW kwestii buraczków - zrobiłam, posługując się przepisem z Internetu i wyszły naprawdę dobrze, więc jeśli komuś nie przeszkadza połączenie buraczki + papryka + cebula, proszę <a href="http://www.doradcasmaku.pl/przepis/44493/buraczki-z-papryka-i-cebula-na-zime-.html">przepis</a><br />
<br />
Płytki w mojej łazience, choć to najczystsze miejsce w domu, były bardzo brudne, zwłaszcza te umieszczone najwyżej, gdzie moja ręka nie sięga. Już umyte i jakiś czas mam spokój - przy okazji polecam płyn Ajax floral fiesta - najlepszy do czyszczenia łazienki i mycia podłóg no i ma świeży, niedrażniący zapach.<br />
<br />
Dzisiaj wstałam tuż po siódmej i wzięłam się do pracy. Czemu najlepiej pracuje mi się wczesnym, niedzielnym rankiem? Nie wiem, może lubię ten grzech;-)Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-72032035226616376702011-09-29T12:18:00.000+02:002011-09-29T12:18:54.790+02:00Przepis na buraczki pilnie poszukiwany!Dzisiejszy post potraktujcie, jak krótki telefon;-)<br />
Myję okna, potem chce wyszorować płytki w łazience i poprzekładać rzeczy w półkach w kuchni. To nie jest chyba normalne, ale w trakcie dni płodnych zawsze mam takie porządkowe napady;-)<br />
<br />
Czy któraś z Was robi domowe buraczki? Takie z papryką na przykład? Będę wdzięczna za sprawdzony przepis - jutro zamierzam się pobawić.<br />
<br />
Buziaki!Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-64354633764029540082011-09-28T12:38:00.000+02:002011-09-28T12:38:10.341+02:00Student studentowi nierówny<span style="font-size: small;">Zawsze miałam świadomość tego, jak wielką wartością jest to, że mogę studiować dziennie na uniwersytecie, nie płacąc za to. Inaczej pewnie musiałabym pójść na studia zaoczne i do pracy. Powszechnie mówi się, że nie ma bezpłatnych studiów, bo trzeba zapłacić za ksero, książki, bilet autobusowy (...) Zgadzam się z tym i nie zgadzam jednocześnie. Zgadzam, bo rzeczywiście wydawałam na to koło 150zł miesięcznie. I nie zgadzam, bo za miesiąc studiowania płaciłabym złotych 400. <br />
<br />
Odpłatność za drugi kierunek studiów proponowana przez rząd również budzi moje dwuznaczne uczucia. Przypomniałam sobie, ilu znam (znałam, studiując na studiach mgr) studentów dwóch kierunków. Okazało się, że 17-stu. Z tego zaledwie troje chodziło na zajęcia regularnie, nie tłumaczyło się przed profesorami tym, że mają drugi kierunek i zaliczało przyzwoicie. Pozostali na uczelni bywali rzadko a absencję tłumaczyli drugim kierunkiem, po czym okazywało się, że tam też są w plecy.<br />
<br />
Trafiał mnie szlag, gdy słyszałam, że ktoś swoje nieobecności tłumaczył zajęciami na drugim kierunku a naprawdę po prostu na zajęcia nie chodził. Wiem, bo nie raz, już po wyjściu profesora z sali, chwalił się, że mu się do czegoś ten drugi kierunek przydał. Potem zaczynały się pielgrzymki do prowadzących, by pozwolili zaliczyć egzamin we wrześniu, ale potraktowali go jako pierwszy (a nie drugi) termin. A czemu - bo na drugim kierunku mają siedem egzaminów w ciągu jednego tygodnia i ledwo wyrabiają. Nikt tego nie sprawdzał, więc student korzystał. <br />
<br />
Teraz sama prowadzę zajęcia ze studentami. Mam obowiązek przyjąć do grupy kogoś, kto nie był do niej wpisany, ale ma IOS (indywidualna organizacja studiów). Przychodził do mnie właśnie taki ktoś i mówił, że ma IOS i tylko zajęcia u mnie mu pasują w planie, po czym pojawiał się na nich dwa - trzy razy i na koniec semestru mówił, że ma IOS i to temu nie chodził, że na drugim kierunku ma wtedy zajęcia, z których jest egzamin a u mnie tylko zaliczenie, więc chodził tam. Na 18 osób w grupie miałam takie 2. <br />
<br />
Przypadek jeszcze lepszy - znam osoby z moich humanistycznych studiów doktoranckich, które zaczęły studia na wydziale fizyki (tak, fizyki, bo tam przypada 0,8 osoby na miejsce, więc łatwo się dostać) tylko dlatego, że dzięki temu mogły nadal mieszkać w akademiku. Na zajęcia nie chodziły w ogóle i przy pierwszej sesji wyszło to na jaw, ale pół roku mieszkały za 350zł miesięcznie w mieście wojewódzkim. <br />
<br />
Jednym słowem, nie dziwię się ministerstwu, że wyczuło lewiznę. <br />
Szkoda tylko, że zapłacą także jednostki wybitne albo przynajmniej zdolne i chcące się czegoś nauczyć. Bo jeden kierunek to czasem naprawdę za mało. </span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"><i>Tekst skopiowałam z poprzedniego bloga, licząc na dyskusję w związku z artykułem "Studia uczą kombinowania": http://waszymzdaniem.blog.onet.pl/Studia-ucza-kombinowania,2,ID436590052,n </i> </span>Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-51727090260821850062011-09-28T09:59:00.000+02:002011-09-28T09:59:51.926+02:00KrótkoMuszę wziąć się za pisanie doktoratu. Muszę postarać się o grant z ministerstwa na badania i w końcu poważnie pomyśleć o pisaniu. <br />
Cel - poświęcać temu dwie - trzy godziny dziennie, pięć dni w tygodniu.<br />
Największy problem - angielski, dwa lata kursu a czytanie artykułów naukowych w tym języku - jest cienko!<br />
<br />
Mniejszy problem (z rozmyślań śniadaniowych) - jak gotować jajko, żeby wkładane do wody nie pękał?Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-36335420952420706872011-09-26T17:56:00.000+02:002011-09-26T17:56:28.682+02:00Język polskiJęzyk polski jest trudny. Przysięgam. I wcale nie mam na myśli ortografii, czy odmiany przez przypadki. Gorzej z szeroko rozumianą poprawnością językową, bo błędów językowych (ale nie ortograficznych, czy fleksyjnych) można zrobić mnóstwo.<br />
<br />
Domyśliłby się ktoś, że konstrukcja <i>planować + bezokolicznik </i>jest niepoprawna. To znaczy zdania: <i>Planuję zająć się remontem. Planuję kupić samochód.</i> są błędne! Trzeba napisać <i>planuję zajęcie się, planuję kupno. </i><br />
Odwrotnie<i> </i>zaś jest w wypadku czasownika <i>zamierzać: zamierzam zająć się/zamierzam kupić </i>- jak najbardziej poprawne.<br />
<br />
Blogowi trole - zgłębiajcie wiedzę! ;-)Meggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-5457828733505188300.post-10625233915852191602011-09-26T08:20:00.000+02:002011-09-26T08:20:07.299+02:00Skąd biorą się sny?Dzisiaj miałam najgorszą noc w życiu! I można by pomyśleć, że w związku z tym w ogóle nie spałam, ale niestety - było gorzej. Całą noc śniły mi się najdziwniejsze, stresujące mnie rzeczy. Co rusz się budziłam i rozpamiętywałam to, co właśnie mi się przyśniło. Nie wszystko udało mi się zapamiętać, ale to, co spamiętałam, opiszę.<br />
<br />
<i>Miałam sen o tym, że jeżdżę na rowerze z deską do prasowania i żelazkiem. Zatrzymuję się na różnych placach, pod kościołami, marketami, podłączam się do prądu i prasuję swoje ubrania. Potem wszystko składam, wsiadam na rower i jadę. </i><br />
<i>W kolejnym mieszkałam w garażu a wszystko, co miałam to stary leżak i własną, niewielką, niebieską miskę ubrań - nic konkretnego - szmatki do mycia okien, jakaś bluzka.</i><br />
<i>Następnie byłam w Holandii u męża. I on odprowadził mnie na dworzec i stwierdził, że wraca do mieszkania spakować dla mnie paczkę i ją wysłać. Wracam z tej Holandii do domu i czeka na mnie ta paczka. W niej jedna stara splamiona koszulka męża, dwie nowe i taka kurteczka w rudą kratkę z kożuszkiem dla mnie. </i><br />
<i> Śnił mi się też dywan. Chodziłam z dywanem po różnych miejscach i nie wszędzie mogłam wejść, bo dywan był za duży. </i><br />
<br />
Gdy przyszła pora wstawać, byłam najszczęśliwsza na świecie, bo wiadomym było, że mi się już nic nie przyśni.<br />
<br />
<br />
Wczoraj z kolei, jak z relacji męża wynika, rzucałam się na łóżku, jak gdyby ktoś mnie gonił albo coś w tym rodzaju. Nie pamiętam, co mi się śniło, ale w lustrze zauważyłam, że mam na wargach zaschniętą krew i rzeczywiście poczułam, że chyba z nerwów w tym śnie samą siebie pogryzłam.<br />
<br />
No przysięgam, nie wiem, o co chodzi! I do teraz nie mogę dojść do siebieMeggie Muszkahttp://www.blogger.com/profile/17737167471191837598noreply@blogger.com2